To drugi film jaki ogladałem gdzie motywem przewodnim jest cowboy versus shepman i choc oba oceniam na niezłe to z innych powodów. Tu mamy samotnego bohatera który uznany za rewolwerowca poza wpakowaniem kulki udzieli też ostatniej spowiedzi nim delikwent wyzionie ducha. Staje oczywiście w obronie pasterzy którzy pchają się na rozległe pastwiska ze swoimi wełnianymi stadkami nie zważając na krowie placki. Stara się jak dobry pasterz pogodzić obie społeczności ale dymu z lufy też nie szczędzi gdy będzie trzeba. Dobra główna rola zaś całość mniej wydumana i cukierkowa jak w "Montana" co mnie bardziej przekonało poza tym miał klimat przyzwoitego westernu. Polecam tym w wełnianym swetrze i skórzanej kurtce.