Brigitte Bardot potrafiła ożywić każdy film, w jakim się pojawiła. Niestety, twórcy DOCTOR AT SEA nie korzystają z jej wdzięków tak, jak powinni. Bardotka pojawia się dopiero w 30 minucie filmu, a i później jest średnio eksponowana. Najważniejsze są tutaj marynistyczne przygody doktora Simona Sparrowa, czyli Dirka Bogarte. To zdecydowanie najlżejszy film, w jakim Dirka widziałem. Gra tak jak zawsze, czyli dystyngowanie i z melancholią. Nawet kiedy uwodzi Brigitte, nie opuszcza go lekki Weltschmerz. Wierzymy mu, kiedy wyznaje: "Jestem taki nieszczęśliwy".
Film jako komedia niemiłosiernie się zestarzał. Tak bardzo, że trudno powiedzieć, co mogło śmieszyć w nim ówczesną publiczność. Machnijmy więc ręką na okrętowe poczucie humoru i przejdźmy do meritum. Brigitte jest tu zjawiskowa, ale jej image różni się od tego, który pojawił się rok później u Vadima. Helene Colbert, ukochana doktora, jest śliczną dziewczyną o kasztanowych włosach i figlarnym spojrzeniu. Figlarnym, ale jeszcze nie wyzywającym. Swoje kwestie wygłasza z silnym akcentem, co tylko dodaje jej uroku (u pięknych kobiet nawet wady są zaletami!). Śpiewa też piosenkę pt. "Je Ne Sais Pas", ubrana w obcisłą białą suknię i czerwone rękawiczki. Tak, to najlepsza scena filmu!
P.S. W temacie tytuł francuski , eksponujący wątek miłosny. Zupełnie inaczej niż twórcy DOKTORA :(